„Prawo dziecka do szacunku” Janusz Korczak – manifest, który powinien być obowiązkową lekturą dla każdego dorosłego

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zignorował dziecka tylko dlatego, że „jest jeszcze za małe, żeby zrozumieć”. Kto nie zbył dziecięcych pytań półsłówkiem, nie potraktował smutku dziecka jak kaprysu, nie przerwał jego wypowiedzi, bo „to nie czas i miejsce”. Ilu z nas pamięta jeszcze, jak to jest być dzieckiem – nie rozumianym, ignorowanym, niesłuchanym? Janusza Korczak w książce „Prawo dziecka do szacunku” wyprowadza cios prosto w tę lukę świadomości. To jedno z tych dzieł, które nie tylko otwierają oczy – one rozrywają zasłonę iluzji i przywracają kontakt z tym, co przez lata zostało zakopane pod gruzami wychowawczej rutyny, norm społecznych i mitów o „wyższości dorosłości”.

To nie poradnik. Nie rozprawa naukowa. Nie broszura edukacyjna. To moralny manifest – nasycony emocją, gniewem, współczuciem, żądaniem. Korczak nie mówi: „dziecko też człowiek” w tonie uprzejmej sugestii. On krzyczy, a jego głos nie jest ani cichy, ani łagodny. Bo nie chodzi o czułość – chodzi o sprawiedliwość.

Kiedy Korczak pisał tę książkę – w latach 20. XX wieku – Polska dopiero kształtowała swoją niepodległość, system edukacji był w powijakach, a dzieci traktowano często jak własność rodziców, materiał do obróbki. I choć można by sądzić, że od tego czasu zmieniło się wszystko – okazuje się, że zmieniło się… zaskakująco niewiele. Dziś również jesteśmy świadkami dzieci pozbawianych głosu, zamkniętych w schematach, spychanych na margines decyzji, które ich dotyczą. Wciąż powszechnie pokutuje przekonanie, że dziecko to „niedokończony dorosły”, którego trzeba prowadzić za rękę, tłumić emocje i kształtować według ustalonego modelu. Korczak rozprawia się z tym bezlitośnie.

Szacunek, o którym pisze Korczak,

nie oznacza łagodnej opieki czy sentymentalnego podejścia do dzieciństwa. Nie oznacza też bezkrytycznego akceptowania wszystkiego, co dziecko mówi czy robi. Szacunek to uznanie dziecka za pełnoprawnego człowieka – z jego lękami, potrzebami, pragnieniem wolności, godnością i prawem do bycia sobą. To fundamentalna zmiana perspektywy: nie „dziecko jako przyszły dorosły”, ale dziecko jako człowiek tu i teraz.

Czytając tę książkę, nie sposób nie odczuć pewnego wstydu. Bo oto okazuje się, że w naszym codziennym funkcjonowaniu – jako rodzice, nauczyciele, wychowawcy, dorośli – nieustannie nadużywamy naszej przewagi. Uczymy dziecko, że nie wolno przerywać, a sami przerywamy. Mówimy, że nie wolno krzyczeć, a sami podnosimy głos. Żądamy posłuszeństwa, nie okazując zaufania. I co najgorsze – zapominamy słuchać. A przecież, jak pisze Korczak, dziecko nie potrzebuje „wygładzonego ideału dorosłego”. Potrzebuje obecności, która szanuje jego osobność.

Książka ma w sobie pewną surowość, nie tylko w tonie, ale też w strukturze. To nie jest beletrystyka – to bardziej zbiór myśli, refleksji, oskarżeń. Korczak nie rozprasza się ozdobnikami. Jego zdania są krótkie, stanowcze, momentami brutalnie szczere. I może właśnie dlatego tak mocno trafiają w sedno. Nie ma tu zbędnych metafor – są za to argumenty, które wywracają do góry nogami nasze podejście do dzieci.

„Prawo dziecka do szacunku” to nie tylko krytyka.

To także nadzieja. W tej książce tli się głęboka wiara, że możemy być inni – bardziej obecni, bardziej uważni, bardziej pokorni. Że możemy zejść z piedestału wszechwiedzącego dorosłego i uznać, że dziecko może nas czegoś nauczyć. Że relacja oparta na wzajemnym szacunku jest nie tylko możliwa, ale konieczna.

I choć książka napisana została niemal wiek temu, jej aktualność jest porażająca. W czasach, gdy systemy edukacyjne nadal marginalizują indywidualność dziecka, gdy wciąż toczy się debata o „karach cielesnych”, gdy dzieci są traktowane jako inwestycja, projekt, obowiązek – Korczak przypomina, że dziecko jest celem samym w sobie. Że nie wychowujemy dzieci dla siebie, tylko dla nich samych. Że największym darem, jaki możemy im dać, nie jest kontrola ani nauka, lecz szacunek do ich podmiotowości.

Ta książka boli. I dobrze, że boli. Bo z tej lektury nie wychodzi się takim samym. „Prawo dziecka do szacunku” nie daje poczucia spełnienia. Daje poczucie odpowiedzialności – za każde słowo, za każdy gest, za każdą relację z dzieckiem, którą zaczynamy od uprzedzenia, że „ono jeszcze nie rozumie”.

Korczak daje nam niepokój – ale też drogowskaz. Nie stawia siebie ponad nami. On sam do końca życia szukał, słuchał, uczył się od dzieci i oddał za nie życie. To nadaje jego słowom siłę, której nie da się podrobić. To nie jest książka do odhaczenia. To jest książka do przemyślenia. Do przeżycia. Do wdrożenia.

Jeśli szukasz książki, która naprawdę coś zmieni w twoim życiu – przeczytaj „Prawo dziecka do szacunku”. Nie znajdziesz tu łatwych recept, ale znajdziesz prawdę. Brutalną, piękną i niezbywalną. To nie tylko apel do rozumu, ale i do sumienia. Po tej książce nie da się już mówić o dzieciach jak wcześniej. I całe szczęście.

K.S.

Książkę można pobrać za darmo ze strony www.wolnelektury.pl